Sonntag, 3. August 2008

i po lecie

No wiec urlop jak najbardziej ekologiczno-lingwistyczny…byl. Do najblizszego sklepu 10 kilometrow, po mleko i jajka 10 metrow, trawa po pas i alpejskie laki. Julka spiewa “kolko graniaste” i “ta dorotka” ze swoim urzekajacym francuskim akcentem i idzie jej niezle. Jest niezalezna, zbuntowana i rozbawiona. Na tym etapie jej niezaleznosc juz mi dawno nie przeszkadza, wrecz przeciwnie.

Zawitalismy po dwoch miesiacach z krotka przerwa do domu i z walizek w pudla bo czeka nas przeprowadzka. Latam miedzy jednym a drugim mieszkaniem z gorki i pod gorke; wozek sluzy do przewozenia garnkow, szklanek dla robotnikow, garderoby Julki na popoludniowa zabawe na trawie, poduszek dla tesciow, narzedzi do piwnicy. Patrzac z boku mozna by z tego niezla reklame dla producenta spacerowki sklecic. I jeszcze w tle panorama Alp – cudo, juz jade odbierac nagrody do Cannes.

Mgli sie juz jesienia, zwlaszcza ranki sa takie pajeczno-romantyczne, uwielbiam wrzesien.