Freitag, 23. November 2007

jedzenie, proba pierwsza

Nadrabiamy zaleglosci w opisywaniu nowych umiejetnosci.

Z braku czasu na pisanie, tym razem film.


Montag, 8. Oktober 2007

prosze mnie wyjac

mamaaaaaaa mamooooooo mamaaaaaaaaa Julka przegina sie prez barierke od lozeczka wyciagajac rece w blagalnym gescie…place wlasnie rachunki i chwilowo nie mam czasu a dziecko akurat czas ma i to w nadmiarze plus do tego ogromna potrzebe przylepienia sie mi do nogi. miau koko miau koko miau koko Julinek rozpacza dalej wzywajac kotka filemona do pomocy. Nerwowo wpisuje kwoty starajac sie skoncentrowac na tym , zebym zamiast 50 nie zaplacila 500 za swoj ostatni rachunek telefoniczny. bruuuuum brummmmmm jaja jaja do kotka dolacza ciezarowka i lala ktore NATYCHMIAST PROSZE maja zostac zapodane dziecku. Reka lekko mi drzy kiedy wpisuje..bozejakidlugi…numer konta; wiem dobrze ze Julinek w zanadrzu ma jeszcze wiecej chwytow, ktore zaraz zostana wykorzystane. Mniam mniam litosnie dzwieczy Julka zza barierki. Ha, nie dam sie na to nabrac, jeszcze kilka dni temu wyciagalam dziecie z lozeczka naiwinie sadzac ze domaga sie jedzenia. Teraz juz jestem madrzejsza. Czekajac na potwierdzenie transakcji kusze sie zerknac czy na ebayu sa jakies buty zimowe rozmiar 21. mamaaaa peka peka tu tu peka Julka chwyta sie za pampersa. Kupa? O przepraszam, nie zauwazylam, juz lece (bo dodam ze Julka wiecej niz dwie minuty w pampersie z zawartoscia nie wytrzyma). No i wygrywa po raz kolejny – kupy nie widac, Julka natomiast juz na dywanie gotowa do wyjscia. Skarpety zdjete, but w pogotowiu. Petka petka, buti buti, dada mamaa dada

dynda

Rachunki musza poczekac, buty na zime rowniez. Idziemy.


Montag, 10. September 2007

Willkommen, bienvenue, welcome

jestesmy. Nasz wakacyjny pobyt w zwiazku z napieta sytuacja “pracowa” Wiewiorki przedluzyl sie niespodziewanie z trzech do szesciu tygodni. Nawdychalam sie Warszawy i z radoscia stwierdzam, ze moment wyjscia z samolotu po podrozy zaliczam do jednego ze szczesliwszych w tym roku. Wniosek – nastepny urlop spedzamy sami z dala od rodziny.

Julinek w ciagu ostatnich tygodni zwiedzil pol Polski w wynajetym samochodzie, smakowal mase nowych potraw i pospotykal dziesiatki dzieci kuzynow i kuzynek bawiac sie w najlepsze w najrozniejszych okolicznosciach. Ostatni etap podrozy babcia wykorzystala na jezykowe doksztalcenie dziecka. Julka wiec z wielka swoboda pokazuje rozne czesci ciala i ksiazkowo pytana o nos, jak ma akurat ochote, jedzie palcem w kierunku buzi. Przezywa rowniez fascynacje butami wszelkiego rodzaju dzwiecznie powtarzajac buti buti. Wacha kwiatki teatralnie glosno pociagajac nosem i wydajac z siebie wdzieczne kwia. Rzeklabym nawet ze zaczyna ukladac zdania…zwracajac sie do kotka powtarza do znudzenia miau ko. W kwestii rozwoju motorycznego natomiast – raczej bez wiekszych zmian. Mala asekurantka bierze mnie za reke, wstaje na nogi i upewniwszy sie ze druga reka jest rowniez w poblizu idzie. Ostroznie, z namaszczeniem, kurczowo sciskajac moj kciuk.

Powrot do domu Julka przezyla wrecz histerycznie, calujac podloge we wszystkich pokojach i namietnie powtarzajac mizio (miso czy maison??). Po upraniu i poporzadkowaniu oraz wyniesieniu z szaf kolejnych za malych ubranek wybieramy sie codziennie na nowe odkrywanie swiata z plastikowym pudelkiem, w ktore zawsze mozna cos wlozyc.

Idzie jesien.

Mittwoch, 8. August 2007

pozdrowienia z urlopu

…przesylamy.

Cudne to nasze polskie morze latem.morze

A tymczasem w Warszawie wpatrujemy sie wieczorami w to niebo, za ktorym tak bardzo tesknilam. Julinkowi chyba sie podoba, Wiewiorka nas opuscil z niewesola mina, baba probuje podedukowac dziecko werbalnie, dada chodzi za mala z nowymi zabawkami, ja…probuje odpoczac:)

Montag, 16. Juli 2007

logistyka

Samolotowa podroz z malym dzieckiem to logistyka zaawansowana. Po opracowaniu trasy przejazdu zabralam sie za bukowanie biletow, hoteli i samochodow. W koncu nie bylo nas dlugo na miejscu, rodzina sie dopomina, Wiewiorka tez zatesknil wiec stanelam na glowie zeby nasz pobyt byl urozmaicony. Bukowanie to pestka, w koncu do czegos przydaly mi sie podstawowe znajomosci sprzed kilku lat, krzyzowanie biletow itp:)…

Watpliwosci pojawily sie przy rzeczach najbardziej blahych typu – wziac lozeczko turystyczne? co ze stolikiem do jedzenia? nasz wozek to chyba jednak nie na te drogi? mleko jest? sloiczki w promieniu 20 km dostepne? Po znalezieniu odpowiedzi na wszystkie pytania stoimy 10 dni przed urlopem zwarci i gotowi. Lozeczko i stoliczek wlasnie dostarczaja do Warszawy dzieki znanemu domowi aukcyjnemu….w innych miejscowosciach poratowalismy sie tym co na miejscu. Jesc dziecko bedzie lokalne potrawy…jak zglodnieje i w sumie po poczatkowych falach niepokoju wpadlam w stan otepienia tudziez lekcewazenia i przeszlam bezobjawowo w “co ma byc to bedzie”.

I tak wiem, ze Polska nas jeszcze nie raz zaskoczy. Rozpiescilo nas to miejsce na ziemi, ktore jest naszym domem.

Freitag, 13. Juli 2007

Happy Birthday czyli jak przygotowac urodziny w pol godziny

Zestresowana w dniu urodzin dziecka bylam tylko ja.

Julinek swietnie bawil sie cwiczac raczkowanie w nowej sukience. Goscie zawitali z godzinnym przyspieszeniem a ja przywitalam ich w progu z odkurzaczem. Planowana od dluzszego czasu u tesciow impreza nie wypalila i w ciagu kilku zaledwie godzin musielismy wyczarowac “nastroj”, porobic zakupy i przeleciec mieszkanie. Poza faktem ze solenizantka jako lemur czy leniwiec przyssala sie na cala uroczystosc do klaty taty i nie odstepowala go ani na krok, wszystko bylo ok – Julinek z namaszczeniem odpakowywal prezenty, rzucal sie w dzikim widzie na odpakowane zabawki, ganial za balonami i raczyl gosci swoim nowo opanowanym slownictwem. Ujal nawet serce pani z pieskiem zakochujac sie w tym klebku starej welny od pierwszego wejrzenia.

No ma wyczucie taktu ten moj Julinek.

Urodziny

Freitag, 1. Juni 2007

Stan posiadania - zabawki

Biorac pod uwage liczbe zabawek, sztuki ubran oraz ilosc zajmowanego miejsca w metrach kwadratowych stan posiadania Julinka na progu pierwszego roku zycia przewyzsza sume naszych wielokrotnie.

Zabawki w wiekszosci sprezentowane…w wiekszosci.

zabawki

Ostatnim (drugim swiadomym i przemyslanym) zakupem byl interaktywny piesek (czy ja tu kiedys pisalam ze nie lubie zabawek ktore bucza i wydaja sztuczne dzwieki?), ktory z braku Wiewiorki w ciagu dnia ma podszkolic Julinka w podstawach dzieciecego francuskiego i rozwinac, jak to pisza na ulotce wydrukowaneej w Chinach, emocjonalnie. Wiewiorka psa zakupil w drodze ze spotkania na dworzec ledwo zdazajac na pociag.

Pies przez trzy i pol godziny jazdy wydawal w kabinie pierwszej klasy dzwieki roznej tonacji, co doprowadzilo Wiewiorke do furii, wiec psa wylaczyl. Pies Julke bawi ale nie za szczegolnie, a i tak zabawa z psem to zadanie Wiewiorki bo ja jej po francusku wykladac nie bede.

Pierwszym swiadomym i przemyslanym zakupem byl zolw-przytulanka. Zolw sluzy tylko i wylacznie do przytulania i gryzienia i odgrywa w zyciu Julinka duzo wazniejsza role niz pies. Voilà.

Montag, 14. Mai 2007

dzien matki

Prezent z okazji Dnia Matki:

Ide ide

Kochany ten moj Julinek.

Mittwoch, 18. April 2007

bamba mamba i nowe zeby

Julinek rozbudowuje swoj slownik powoli acz konsekwentnie. Dobudowuje nowe sylaby do tych juz swietnie opanowanych z czego wychodza dosyc ciekawe kompozycje. Zebow sztuk osiem z czego cztery wyszly w ostatnie dwie noce (dlaczego zeby wychodza w nocy a nie w dzien?) oplakane rzesistymi lzami i wysoka goraczka. Dzis od rana dziecie oddaje sie nowemu zajeciu – zgrzyta na lewo i prawo a mi ciarki na ciele przechodza. Niech sobie pozgrzyta, pozniej nie bedzie wypadalo.

kapelusik

Przyszlo lato wiec oddaje sie rozkoszy ubierania dziecka w dziewczece stroiki.

Dzis na topie – kapelusiki.

Dienstag, 10. April 2007

pierwsze wakacje i samodzielnosc

Wrocilismy. Dziecie z nadmiaru codziennych wrazen i calego dnia spedzonego na dworze budzilo sie w srodku nocy gotowe do zabawy i ciezko wzdychalo przez sen rozmyslajac o kolorach wiosennej laki. Chodzilismy z oczami na zapalki, ale warto bylo.

odkrywca

Teraz powoli wbijamy sie w domowe zycie. Z nowych nabytkow zostalo nam zasypianie z mama wiszaca nad lozkiem, przytupywanie noga oraz pokrzykiwanie. Julinek z fazy slodkiego bobasa przeszedl w tempie ponaddzwiekowym w faze dziecka-buntownika. Nie mowie o pogryzywaniu kabli, lizaniu podlogi i wgryzywaniu sie w stol. Moja slodka corenka odpycha sie raczkami stanowczo ode mnie…..mnie potrzebujacej chwili bliskosci, mnie wiszacej nad jej lozkiem “po godzinach”, mnie karmiacej ja pol godziny przy stole….odpycha sie i zawiesza wzrok na zoltej kaczuszce. Kwa kwa kwa, radosc, kwa kwa kwa.

Mittwoch, 21. März 2007

noc odkrywcy

Polozylam dziecko do lozka i chylkiem wymknelam sie z pokoju wstrzymujac oddech. Od pol roku Julinek zasypia jak w zegarku, najpozniej po 10 minutach, samodzielnie, bez zadnych tam frufrufru motylku papapa zajaczku dobranoc misiumisiu. Julia lypnela okiem na swoj spiworek, na oslonke w lozku oraz na moja reke wciskajaca kocyk pod materac.

Popelzlam cicho w kierunku sofy i wlaczylam TV. Moje trzydziesci minut dziennie nalogu telewizyjnego mam nadzieje, u wrot do wiecznosci, Bog mi wybaczy. Po pieciu minutach rozlegl sie lekki ryk. Nieco zdziwiona zmienilam pozycje na sofie i oddalam sie rozkoszy ogladania kolejnego odcinka serialu X. Kilka minut pozniej wsunelam sie do Julinkowego pokoju. Moje dziecie lezac na boku odrywalo ochronke od lozeczka i wyrywalo sobie spod glowy flanelowa pieluszke. Pieluszke usunelam, ochronke poprawilam, w czolo pocalowalam i wymknelam sie ponownie. Jeszcze nie zdazylam na dobre zamknac drzwi kiedy dziecko znow przemowilo. Tym razem Julia lezala na brzuszku podgryzajac suwaczek od spiworka. Ech ty niewdzieczna, pomyslalam, teraz to przegapie moj serial jak nic. Obrocilam dziecie na plecki, poprawilam spiworek, wygladzilam kocyk, pocalowalam w czolo i wyszlam. Wlasnie dowiadywalam sie ze Pan B. i jego zona mieli wypadek samolotowy i Pan B. cudem ocalal a jego malzonka nie, kiedy Julinek nadal ze swojego pokoju ostrzegawcze eeeeeeeeeeeeeej. Wslizgnelam sie do pokoju, dziecie tym razem na plecach ale z kocykiem w zebach i szczerym usmiechem przemawia do mnie “tatatatatata”. “Nie jestem tata”. Poprawilam spiworek, przykrylam kocykiem, pocalowalam w czolo i wyszlam. Polozylam sie na sofie, Pan B. ze szpitalnego lozka patrzyl mocno zmeczony na swoje dzieci. Za sciana Julinek znow zamowil asyste. Rzucilam tylko Wiewiorce “idzze do dziecka, przeciez taty chce” i skierowalam swoje kroki w kierunku sypialni. Zasypialam, a przez sciane dochodzilo do mnie ciche “ciuciuciu, misiumisiumisiu, spij corenko spij”. Zasnela.

Montag, 19. März 2007

wiosna idzie

zima
W nocy przyszla zima tej wiosny i spadl pierwszy snieg tej zimy. Udziela mi sie atmosfera bozonarodzeniowa. Jest uroczo. W zwiazku z powyzszym siedzimy w domu i turlamy sie po podlodze tudziez patrzymy przez okno i stukamy palcem w szybe. Czy ktos przebadal wplyw ocieplenia klimatu na ludzka psychike?

Mittwoch, 14. März 2007

pierwsze slowa

Stalam wlasnie w kuchni przy zlewie wykonujac najzwyklejsza czynnosc szorowania garnkow. Dziecko siedzialo grzecznie w foteliku walac plastikowym gryzaczkiem rytmicznie w stol…bach bach bach. Bach bach bach, bach bach bach, mama mama mama mama, bach bach bach, mama mama.

Mama? Mama? Zglupialam…historyczny moment, kiedy dziecko zaczyna werbalnie komunikowac przydarzyl nam sie w kuchni podczas mycia garow. Przezornie wyposazona w technologie XXI wieku zlapalam jedna reka za komorke w celu uwiecznienia tego momentu a druga za telefon coby zadzwonic do meza. Meza nie zastalam.

Dzis z z samego rana Julia przemowila do taty slodkim francuskim papa.Wiewiorka podekscytowany wysyla mi na skypie message takiej to tresci “myslisz ze ona robi to swiadomie”? “Oczywiscie ze swiadomie” odpowiedzialam biorac pod uwage, ze wczorajszy dzien Wiewiorki w pracy byl fatalny i wrocil do domu jak z krzyza zdjety. Oczywiscie ze swiadomie.

Julia nadaje z podlogi: mamamamama, bababbaba, papappapa, rrrrrrrrrrrrrrrrr. A niech sie wszyscy w rodzinie dowartosciowuja. Tylko dziadek czeka jeszcze w kolejce. Wszystko z czasem. I zupelnie swiadomie.

Freitag, 9. März 2007

dobra zupa poszukiwana od zaraz

Zielona zupaPoszukiwana zupa

Czerwona zupa

….

Dziekuje mamo, nie. Julia stanowczo odtraca lyzeczke. Ta czerwona zupa tez jakas taka niewyjatkowa. Wiem ze sie napracowalas. Moze jutro sprobuje, dzis naprawde nie mam ochoty. I nie mow mi prosze ze smakuje bo sama slyszalam jak mowilas do Wiewiorki ze w zyciu bys czegos podobnego nie tknela. Ale ja zjem, zjem specjalnie dla Ciebie, zjem – tylko nie dzisiaj.

Podejrzewam ze w firmowych sloiczkach z papka dla niemowlat znajduja sie skladniki o ktorych nam sie nawet w glowie nie snilo. Skladniki, ktore powoduja slinotok jak tylko przechodzimy obok co po niektorych sieci z hamburgerami, a stojac w kolejce nie mozemy sie doczekac pierwszego kesa.

Zdjecie na pamiatke, zupa w koszu. Zeby kiedys dziecko nie wymawialo ze nie gotowalam. Koniec tematu.

Freitag, 2. März 2007

marchewka

Julinek wyglada jakby wykupil sobie karnet w solarium. I do tego spora czesc wykupionych wizyt juz dawno zuzyl. Zauwazylam to jakis dobry miesiac temu na basenie, kiedy rozbierajac moje dziecko porownalam je z lezacymi na materacu pulchniutkimi rozowymi blizniakami. Julia rozowe miala tylko body i rajstopki. Postanowilam cos z tym zrobic i ugotowalam wczoraj zupe (tu dziekuje za wszystkie pochwaly z gory) poswiecajac temu zajeciu polowe popoludnia. Ilosc marchewki zredukowalam do minimum. Calosc zmiksowalam i powekowalam a polka w lodowce wypelnila sie zielonymi sloiczkami. Jakze slicznie to wygladalo. Wpadlam w samozachwyt.

marchewka

Julia podczas obiadu zdecydowanie odtraca lyzeczke – nie, dziekuje mamo, dzis nie…moze kiedy indziej.

I tu mi sie taka mysl nasuwa – nie porownujcie swoich dzieci do innych, nic wam to nie da.

Donnerstag, 1. März 2007

znak zapytania i julinek wersja 7.5.1

Narysowalam w powietrzu palcem wielki znak zapytania. Manifest wczorajszego nastroju i natloku pytan – wracasz do pracy? kiedy? gdzie? na pol etatu? na caly? (ulatwia to niektorym stosowne zakatalogowanie: dobra matka, nie-dobra matka, kobieta pracujaca, kobieta nie-pracujaca). Wiewiorka stuknal sie w czolo razy dwa a na odchodnym wyraysowal w powietrzu palcem wielki wykrzyknik. Spryciarz.

Oliwka na balkonie odzywa, ptaki ida na latwizne i nadal przylatuja do karmnika. Idzie wiosna. Moje dziecko nauczylo sie gwizdac i namietnie oddaje sie temu zajeciu dlugimi minutami przeswistujac szpare miedzy pierwszymi mikrozebami. Zakupione skarpety antyposlizgowe sprawdzaja sie. Pierwszy siniak od grajacej lokomotywy zaliczony. Czyli slowem: trzymamy sie w planie. Anty-skarpety

Mittwoch, 28. Februar 2007

zabaw(k)owa teoria

Zasadniczo jestem przeciwnikiem glupich plastikowych zabawek ktore rycza i kwicza oraz pluszowych przytulanek bo zbieraja kurz i zajmuja zdecydowanie za duzo miejsca w naszym malym mieszkaniu.

Tak sie sklada ze prawie wszystkie zabawki dostalismy od znajomych z okazji urodzin Julinka. Wyselekcjonowalam z wora prezentow Malego Misia przytulanke, Duzego Misia przytulanke, materialowa ksiazeczke i kostke do ktorej mozna wkladac rozne kolorowe elementy. Reszte zamknelam na klucz w szafie. Dziecie bawilo sie tym zestawem swietnie. Dlugimi godzinami najpierw wpatrywalo sie w ksiazeczke, potem ja jadlo a w momencie oderwania sie kciuka od reszty palcow minutami wygladzalo przywiazana do ksiazeczki wstazeczke. Kokietowalo dlugo i namietnie Duzego i Malego misia swoim wdziecznym francuskim rrrrrrrrr. Pogryzalo od czasu do czasu kolorowe klocki z kostki przekladajac je z raczki do raczki. Wieczorami sadzalam Julinka na kolanach i wspolnie czytalysmy jej pierwsza ksiazeczke*.

W te sobote dziecie moje dostalo od tesciow prezent. Wspolnymi silami rozpakowalysmy cudenko. Julka z namaszczeniem wygladzala kolorowe wstazeczki i zachwycala sie tekstura papieru. W srodku znajdowala sie…. Kolorowa Ciezka Plastikowa Lokomotywa z nadmiernie wyeksponowanym logo firmy i tysiacem roznych przyciskow ktore naduszone wydaja dzwieki podobne do zwierzecych, piszcza oraz przekrecaja sie.

Julinek zglupial. Siedzial u mnie na kolanach i wpatrywal sie w to cudo dzieciecej techniki przytlumiony iloscia barw, kolorow i dzwiekow (dla mnie zdecydowanie za glosnych jak na uszy mojego dziecka). Podziekowalismy ladnie za prezent. Tesciowie odjechali. Mialam wstawic lokomotywe do szafy i wrocic do naszego spokojnego swiata zabawek.

Przez przypadek podnoszac z ziemi lokomotywe wlaczyl sie przycisk z melodyjka. A Julka….Julka zaczela tanczyc. Ruszala lapkami, majtala bioderkami i pelzla w strone nowej zabawki. Po dwoch dniach pelzanie bardziej przypominalo raczkowanie i moje dziecie swietnie radzilo sobie z obsluga wszystkich klawiszy, usmiechajac sie, klaszczac, tanczac i (prawie) raczkujac. Lokomotywa zostala przyjeta do zestawu zabawek.

Zasadniczo jestem przeciwnikiem glupich plastikowych zabawek ktore rycza i kwicza …

* Dla niewtajemniczonych – czytanie pieciomiesiecznego dziecka polega na wgryzaniu sie w karton ksiazki, czytanie szesciomiesiecznego – na stukaniu w karton, w chwili obecnej potrafie juz zauwazyc sekundy skupienia i zadowolenie z przewracanych poprzegryzanych kartek.

Dienstag, 20. Februar 2007

escape

Ucieklismy w sobotnie popoludnie korzystajac z faktu ze dziecie zapadlo w popoludniowa drzemke. Spakowalismy walizki i szybko zamknelismy za soba drzwi. Po raz pierwszy od siedmiu miesiecy bylismy sami. Jeszcze nie zdazylam na dobre wsiasc do samochodu a gdzies tam w srodku odezwalo sie – Wlasciwie po co? Wyrodna matka? Skok w bok od macierzynstwa? Znudzilo mi sie?

“Nalezy sie nam” powiedzial Wiewiorka i na czas dojazdu do hotelu ta odpowiedz mnie usatysfakcjonowala.

W hotelu dopadly mnie ponownie mysli o wyrodnej matce, ale tylko na krotko. W momencie kiedy weszlam do wanny napelnionej jakims cudownym specyfikiem relaksujacym (albo czymkolwiek innym na co sie nabralam) zapomnialam ze mam dziecko. Wyrodna matka. Definitywnie wyrodna, a g. mnie to nie obchodzi.

Oddalismy sie rozkoszom, ktore zaoferowal wlasciciel hotelu w wybukowanym przez nas pakiecie, zjedlismy romantyczna kolacje we dwoje przymykajac oko na wyposazenie hotelu w stylu lat siedemdziesiatych i stosowna do wyposazenia obsluge: kelner w peruce plynacy zwiewnym krokiem do naszego stolika, czarny piano bar w restauracji, ciezkie zyrandole zwisajace z sufitu itp.

Zjawilismy sie dzien pozniej o wyznaczonej godzinie jadac zdecydowanie szybciej niz dopuszczaly to wyznaczone na znakach limity… a moje cudowne dziecie na “dziendobry” podnioslo ledwo glowe znad talerza i …wrocilo do dalszej konsumpcji.

Niewdzieczne. Jak moglo.

Donnerstag, 15. Februar 2007

w oczekiwaniu na...

Julinek zabkuje. Juz od dobrych ponad trzech miesiecy czekamy na to zjawisko jakim jest pierwszy zabek. Na kontrolnej wizycie pierwszego grudnia (zeszlego roku) Pani Doktor, zdezorientowana kompletnie liczba pacjentow w poczekalni i przyslugujacym na jedno dziecko limitem pieciu minut, w dziesiatej minucie wizyty kiedy czytalam ostatnie pytanie z mojej listy – “Prosze sprawdzic dziaselka, wydaje mi sie ze zabki niedlugo (?)” nonszalancko przejechala palcem po dziaslach, zaswiecila latarka i oswiadczyla – za dwa dni beda zeby! Kamien spadl mi z serca…koniec placzow, gryzienia paluszkow, slinienia sie, trzykrotnej zmiany koszulki w ciagu jednego dnia, ale przede wszystkim nareszcie dziecie nie bedzie sie mi meczyc. Podstepna lekarka…dlaczego ja nie zostalam lekarzem?

Od wizyty mija trzeci miesiac a Julinek chodzi bezzebny. I ja naprawde nie mam nic przeciwko bezzebnym dzieciom, mi jest po prostu i zwyczajnie szkoda mojego dziecka. Rutynowo smaruje zmeczone dziaselka zelem, zmieniam i chlodze gryzaczki w lodowce, malenka szczoteczka do zebow jezdze po tym pysiu i usmiecham sie przy tym szeroko, zeby dziecko pomyslalo “wszystko w porzadku, tak musi byc, troszeczke swedzi ale przejdzie”. Na szczescie Julinek jeszcze nie mowi bo na stwierdzenie “ale przejdzie” padlo by…”mamusiu ale kiedy przejdzie”. A ja nie mam zielonego pojecia kiedy.

dlaczego

Przestalam codziennie podgladac czy cos nie wyroslo, bo opuscila mnie nadzieja juz spory miesiac temu. Sni mi sie po nocy ze obudze sie kiedys rano a Julinek bedzie mial juz wszystkie zabki. A na razie smaruje, chlodze, glaszcze, a dziecie bierze moja reke, z namaszczeniem wybiera sobie najbardziej odpowiedni palec i wklada go sobie do buzi jakby chcialo powiedziec “mamo tu..tu mnie boli”. Wiec ja na nowo przemawiam, ze wiem, ze boli, ze przejdzie (kiedy mamo, kiedy), dziecie zanosi mi sie placzem, nie moze zasnac.

Mnie ogarnia szal bo nie moge nic pomoc i zdesperowana serwuje ziolowy czopek, ktory jak napisane na ulotce “lagodzi stany niepokoju zwiazane z zabkowaniem u niemowlat”. Julinek lezy na przewijaku, oczka mu sie zamykaja, zaraz zasnie.

A ja mysle sobie ze mi tez taki czopek by sie przydal.

Donnerstag, 8. Februar 2007

nowe perspektywy

Nie bylo mnie moze dwadziescia sekund a instynkt macierzynski obudzil sie po osiemnastu: cos kurcze cicho w pokoju. Lece…rzucam wyjete z lodowki danie fastfood do podgrzania w mikrofalowce w pol minuty i lece, na zakrecie wbijam sie lekko w draweniana framuge drzwi (siniak na czole murowany a na weekend kurcze zaplanowalismy wyjazd we dwoje z wystawna kolacja; pierwszy zreszta od niepamietnych czasow). Julinek spelzl z niebieskiej maty, ktora wyznaczala jego swiat, jego bezpieczne miejsce na tej ziemi, jego czas spedzania dnia. Tak najzwyczajniej spelzl…i podpelzl do nogi od sofy, metalowej zreszta i zabral sie za konsumpcje baterii od laptopa. Cisza zawisla w pokoju i gdyby nie moj matczyny cudowny instynkt dorwalby kabel i dalej gniazdko (juz zabezpieczone) i pewnie wpelzl dalej pod sofe.

Zejscie z maty

W momencie spelzniecia z maty przed Julka otworzyl sie Nowy Swiat pelen ciekawych ksztaltow i Nowych Perspektyw. Bezpieczna niebieska mata odeszla w zapomnienie. Mam lekki zal, ze nawet nie pomachal na dowidzenia, nie odwrocil sie…poprostu spelzl i poszedl. Pa pa!

Sonntag, 4. Februar 2007

poczatki

No to zaczne. Tak dawno juz chcialam przelac mysli na papier, ale cos z czasem ostatnio kiepsko bylo. Kim jestem? Mama siedmiomiesiecznego zabkujacego Julinka ktora praktycznie z dnia na dzien z nadgodzinowej pracy wpadla w role mamy, opiekunki, przytulanki, pocieszycielki oraz probuje pogodzic to wszystko z faktem bycia zona i zwiazanymi z tym obowiazkami:)

Julinek jest pociesznym dzieckiem, urodzil sie w gorace lato i to nawet 2 tygodnie przed terminem za co ja blogoslawie, bo tych dodatkowych 2 tygodni w 40 stopniowym upale dluzej bym chyba nie pociagnela. Tydzien w szpitalu minal szybko, wietrzylismy pokoj wstawiajac w otwarte drzwi parawan i modlac sie, zeby dziecko sie przypadkiem nie przeziebilo. Okna otwierac nie bylo warto bo dostalismy wymarzony pokoj z widokiem na park…niestety od strony poludniowej. W sumie dziecku sie poszczescilo bo pierwszy miesiac swojego zycia spedzila (niezaleznie od miejsca pobytu) w temperaturze 30-40 stopniowej, pierwszy spacer zaliczyla w drugim dniu zycia ubrana w samo body. A my pocilismy sie jak myszy (jak myszy chyba sie mowi, nie?) w naszym mieszkanku. Ale nic to, najwazniejsze ze Julinek mial fajnie i taki ladny start w zycie.

Julinek

Pierwsze szesc miesiecy przelecialo jak dobry film, po dojsciu do siebie i zaliczeniu wszelkich wizyt (tych mniej i bardziej oczekiwanych) wpadlam w rutyne i wszystkie czynnosci moge wykonywac z zamknietymi oczami. A jeszcze kilka miesiecy w stecz, na kursie noworodkowym lapiac lalke i wkladajac ja do wanienki pani prowadzaca podleciala do mnie i ze zgroza w oczach wyszeptala…”nie tak, nie tak, nie glowa do dolu”..Wiewiorka spojrzal na mnie jak na wariatke i wrocil ze stoickim spokojem do przewijania swojej lalki (dlaczego czarnoskorej?) za co zebral pochwaly i oklaski od tejze samej Pani Prowadzacej.

Julinek nalezy do typu rozmowno-zabawowego, wiec ogolnie sprawia ogromna radosc mnie i Wiewiorce i wszystkim dookola. Placze malo i tylko jezeli krzywda mu sie dzieje. A dzieje sie rzadko.