Samstag, 11. Juni 2011

Nauczka



Sa takie miejsca ktore pieknie niestety wygladaja tylko na zdjeciach. Chyba zbyt naiwna jestem, ze w ciemno jade wierzac temu co w opisie. A wystarczylo poczytac komentarze. Wlasciciele obiektu zdalnie steruja pensjonatem z Warszawy za pomoca smsow przekazywanych pani kucharce. Czysto, schludnie, jedzenie naprawde niezle ale pozatym bezdusznie.


Kiedy ostatniego dnia do oazy spokoju wjechaly dwie ogromne betoniarki, wyjachalam.








Warszawa




5: 35. Proboszcz lezy na moim brzuchu, wygladza paluchami wlosy i zasysa mi policzek. Przebily sie pierwsze zeby. Zbieramy sie do Prowansji.




Warszawa, moja Warszawa ze sloncem i upalami. Patrzylam jak zwykle w wieczorne niebo i wysokie chmury, za ktorymi tesknie. Przejechalam sie ulicami tak jak kiedys marzylam - sama, samochodem, wzdluz Warszawy, bez korkow. Wstawalam o czwartej, codziennie dziwiac sie ze juz jasno i sluchalam golebi na parapecie. I jak zwylke, kiedy wrocilam do domu juz tesknilam.

Julka zalapala sie na Dzien Dziecka. Chomik akurat na topie. Ksiazki chwilowo leza.






Freitag, 10. Juni 2011

rozjazdowo




Zepsul mi sie aparat. Akuart w srodku pobytu w Warszawie kiedy wybralam sie zwiedzac stare katy. Zepsul sie na amen. Niestety. Urodziny dopieero za kilka miesiecy, wiec raczej nie mam co liczyc na nowy w najblizszym czasie. Przez pierwsze tygodnie po tym jak wysiadl, nosilam go w torbie razem z dwoma obiektywami ot tak, z przyzwyczajenia.


Chodze najezona. Ogrod zarosl, Julka w miedzyrozjazdowym radosnym nastroju roznosi wszystko co w polu widzenia. Proboszcz trzyma zen. I dobrze, bo bym wysiadla.


I polowa drogi w Dreznie, tym razem miasto przywitalo nas naglym letnim deszczem jak tylko rozlozylismy sie nad rzeka po dlugiej podrozy.