Freitag, 24. Dezember 2010

wesolych



wesolych
spokojnych
rodzinnych
wszystkiego
co wymarzycie
sniegu
mrozu
lodu
swiatelek
ciszy

sla
wiewiorka, pierwsze i drugie i matka...

big sister


jestem i nadrabiam nadrabiam...


komputer pada mi zawsze w korelacji z narodzinami dziecka, tuz po uplywie gwarancji. coz.

najgorsze ze foty...wszystkie foty na starym laptopie, ktory smetnie miga swiatelkiem i poddal sie juz dokumentnie. jedyna nadzieja w wiewiorce, ktory, mam nadzieje, korzystajac z tygodnia urlopu i uroczego miejsca w piwnicy do ktorego dzieci nie maja wstepu....uratuje mi owe foty...please.


julka w roli siostry sprawdza sie niezle. gorzej ze robilaby wszystko sama. wszystko z wyjatkiem zmiany pampersa. fizjologiczne czynnosci noworodka wprowadzaja ja w stan histerii, zwlaszcza kiedy dzieja sie na jej oczach.


julka sciska male paluszki a ja probuje po wyrazie julkowych oczu ocenic natezenie ucisku. glaszcze mala glowke a ja kontroluje czy paznokcie nie za dlugie. mam nadzieje ze mi to przejdzie bo inaczej zawalu dostane.


ale poza tym jest niezle, ba...nawet lepiej niz niezle. mala je i spi. narazie ;)

2.12.2010


Dienstag, 23. November 2010

Pierwszy snieg


Pada za oknem snieg. Czekamy na malenstwo - ma sie pojawic jak spadnie snieg, znaczy chyba juz bardzo niedlugo. Jestem niespokojna, siedze i odliczam.

Nie moglam sie powstrzymac, pstryknelam zabawe Julki kilka dni temu pod tytulem " panowie robia siusiu"....bez komentarza ;)

Samstag, 16. Oktober 2010

Lapiemy slonce



A tu po drugiej stronie Alp, zwyczajowo, dziesiec stopni wiecej niz w naszych okolicach. Wystarczy wsiasc w samochod i lapiemy sie jeszcze na babie lato. Julka buszuje po domu i zaglada do kazdej szuflady. Wiewiorka odsypia. Ja probuje zrobic rzeczy na ktore nigdy nie mialam czasu a teraz po prostu musze bo za kilka tygodni czasu po prostu bedzie jak na lekarstwo. Porzadkuje wiec zdjecia, poszukuje pomyslow na gwiazdkowe prezenty i....robie nareszcie tutejsze prawo jazdy ;)
Dzis na gorze spadl snieg i powietrze juz mrozne, chyba mielismy farta ze wczoraj do pozna uganialismy sie za pasikonikami i motylami.

Montag, 4. Oktober 2010

towarzystwo


ostatnio towarzysko lezymy na calej linii...do mojej pasji sprzatania dolaczyly sie jesienne przeziebienia julki i ot tak, przesiedzialysmy w domu prawie dwa tygodnie. od kilku dni jakby bardziej na prostej wiec odkopujemy znajomosci sprzed wakacji i staramy sie troche intensywniej spedzac czas. wczoraj spotkalismy julka &co ale zdjecia z naszego spotkania sprzed prawie miesiaca na dyniowej farmie w naszych okolicach.

Sonntag, 26. September 2010

jesienne porzadki

wzielo mnie. od tygodnia przesuwam po domu kartony z ciuszkami po julce i doprowadzam wiewiorke do bialej goraczki kazac sie oblsugiwac przy znoszeniu i wnoszeniu pudel po schodach. rezultat ogledzin - niby wszystko mam a nic nie mam. eee?

wczoraj postanowilam uporzadkowac piwnice, jak weszlam rano tak wyszlam na gore wieczorem z kurzem we wlosach. mega bajzel na dole jak byl tak i jest, z ta niewielka roznica ze mam pojecie gdzie co lezy i odnalazlam rzeczy, ktore uwazalam za stracone: swiadectwo chrztu julki (przyda sie jak nic jak za kilkanascie lat), kupon rabatowy do sklepu z fotelikami dzieciecymi (to akurat przyda sie w niedalekiej przyszlosci bo mimo ze swistek ma ponad 5 lat to jego wydawca byl na tyle glupi ze zapomnial ograniczyc w czasie calej akcji rabatowej), dokumentacje wypisowa ze szpitala moja i julki z kolejnymi kuponami rabatowymi i masazem tajskim for free, niestety wszystko wazne do 2007 roku (zachowalam a jakze).

dzisiaj popralam ciuszki w rozmiarach 50, 56 i 62 i zaleglam po porcji ostrego couscous dostarczonego przez kolezanke pod drzwi. ja zaleglam, mala w brzuchu odstawila tango, wiewiorka porozwieszal pranie i wrocil z komentarzem ze nie pamietal juz ze dzieci moga byc takie male i ze polowy ubran wogole nie kojarzy (no i tu akurat ma racje ze nie kojarzy bo z racji faktu ze niby mam a nie mam, dokupilam conieco na roznych portalach internetowych).

pozatym wpadam w panike bo jakas malo mobilna sie robie a tu zima sie zbliza i julke chyba w cieplejsze rzeczy wyposazyc trzeba zanim ja zupelnie sie rozplaszcze....

....a jeszcze miesiac temu w podskokach zbieralam grzyby

Freitag, 3. September 2010

A po drugie...


Wrocilismy....Pomidory przetrwaly, nie wiem jakim cudem, miesiac bez podlewania. Winogrona pozjadaly ptaki. Cicho jak makiem zasial. Siedze w ogrodzie i wdycham krysztalowe powietrze jedna dziurka nosa. Druga mam zapchana bo standardowo rozchorowalismy sie wszyscy po przyjezdzie.

Drugie kopie coraz mocniej wiec chyba warto przedstawic nasze drugie wyczekiwane co mialobyc chlopcem a bedzie dziewczynka i przekopie nam cala rzeczywistosc grudniowa pora, wiec juz niedlugo.

Poranki juz takie mgliste, idzie jesien ;)

Sonntag, 8. August 2010

Akuku


Zaleglismy nad morzem. Ciagne to nasze towarzystwo corocznie z celebracja nad ten polski Baltyk i probuje ich zarazic sztormem, zimna woda i kartoflami na obiad. Marnie mi to wychodzi. Po ostatnich dwoch razach kiedy dogrzewalismy sie piecykiem elektrycznym i mknelismy do najblizszego miasta po polary i kurtki przeciwdeszczowe, teraz - nie lepiej. Mimo pogody w kratke nastroje calkiem dobre. Julka zaczyna jesc zupy i kartofle, gorzej z Wiewiorka, ktory ciagnie w godzinach poludniowych w kierunku jedynej w okolicy restauracji z pasta i pizza. Nasza "obiadokolacje" zjadam tylko ja... Moje dziecko pyta nieustannie dlaczego wszyscy jedza to samo a maz starannie przykrywa drugie danie serwetka coby choc zakamuflowac (i tak zdziwionej) pani kelnerce co jeszcze na tym talerzu zostaje.

Mittwoch, 14. Juli 2010

Lipcowo lawendowo


W zeszlym roku naszlo mnie na robienie woreczkow z lawenda (takich do schowania w szafie). W tym roku poszlam na latwizne i powiazalam lawende wstazeczkami wedlug przepisu wyszperanego w internecie. I fajnie wyszlo a pracy niewiele.
Odliczamy...zrobilam Julce kalendarz i codziennie zapelniamy jedno pole czekajac na przylot dziadkow. A dziadkowie martwia sie jak te upaly u nas przezyja. I czy mam cienka koldre i cienka poszewke. Mam. Przylatujcie.

Freitag, 9. Juli 2010

Mittwoch, 7. Juli 2010

Lato ach to ty




Moja corka skonczyla dzis cztery lata. To niepowtarzalnie slodkie, wciskajace do oczu lzy uczucie z pierwszego tygodnia jej zycia jest nadal tak silne ze czesto wracam do tych dni. Przed pokojem w ktorym spedzilismy razem z Wiewiorka pierwsze chwile z Julka stalo stuletnie drzewo, rzucajace cien do naszej kwatery. Na dworze 35 stopni i palace slonce. Pierwszy spacer na dworze w drugi dzien z Julka ubrana w samo body. Tysiace sekund wpatrywania sie w te mala twarzyczke i Wiewiorkowe lzy. Kazdemu zycze takiego tygodnia na innej planecie. To jest najpiekniejszy tydzien zycia, ktory mialam. Sto lat coreczko.

Montag, 5. Juli 2010

Czerwony kapturek


W domu chlodniej, przynajmniej piec stopni mniej niz na dworze. Chetnie uciekamy do srodka i chlodzimy stopy o zimna podloge. "Mamo, ja jestem czerwony kapturek a ty bedziesz babcia, dobrzeeee?"
Julka nie moze doczekac sie przyjazdu dziadkow, odliczamy dni do przyszlego piatku, juz starczy palcow u rak - dobry znak. Nie wiem jakby to bylo gdybysmy mieszkali blizej. Dla mnie z pewnoscia - wygodniej. Ale czy te spotkania bylyby az tak intensywne? Czekamy wiec na krakowiaka, kompocik, ogorki i zabawe w kotka i myszke. A na razie pozostaje nam rozmowa przez telefon i udawanie chorej babci czerwonego kapturka.

Samstag, 3. Juli 2010

Nowy rower


Dokladnie pamietam ten dzien kiedy dostalam swoj pierwszy rower. Czerwony "Wigry 3" czekal na mnie na dole przed klatka. Musialo to byc jakos krotko po komunii, tak mi sie wydaje. Trenowalam uparcie na wylanym przed blokiem asfalcie do zdarcia kolan. Jeszcze w czasach licealnych zdazalo mi sie jezdzic na nim na wyprawy do Powsina.
Julka jezdzila do tej pory na malym rowerku bez kol, a z okazji urodzin doczekala sie wymarzonego roweru. Po przetarciu oczu ciagnie mnie na ten rowerek tak od kilku dni juz. Ja rowerek czuje w plecach bo caly czas boje sie jej puscic i wogole mi sie wydaje ze jakos ona jeszcze caly czas za mala na te dwa kolka. Ona jezdzi w te i spowrotem, ja zgieta w pol za nia, sasiedzi bija brawo, Julka rozglada sie na prawo i lewo - zobacz mamo - motylek, zobacz - kwiatek.....chyba ja fascynuje predkosc mijanych obiektow.
Fotka sprzed 14 miesiecy i sprzed kilku dni. Patrze i nie dowierzam.

Samstag, 12. Juni 2010

Jestesmy




Troche nas nie bylo jak widac. Nie bede klamac ze grafik byl napiety ale krotkie rozjazdy jakos wytracily na lekko z rytmu. Dzis Julka spowrotem w przedszkolu a ja nadal kombinuje jak rozplanowac wakacje bo w sumie mozna by juz ruszac. Bez Wiewiorki oczywiscie bo Wiewiorka standardowo grafika nie ma znaczy urlopu rowniez tez nie, wisi na kablu od telefonu w piatek i swiatek. No wiec planuje tym razem morze i Wawe coby na to blekitne niebo spojrzec, posiedziec na balkonie w upalny wieczor i pogapic sie na przejezdzajace samochody, powdychac troche te spaliny. Planuje jeszcze wizyte u rodziny na wsi gdzie dzieciakow masa plus kurczaki i krowy i swinie i grzyby....szczerze? Doczekac sie nie moge ;)

Powyzej fotki robione tego samego dnia...caly czas mnie to rozklada ta roznica klimatow i obyczajow kiedy wyjezdzamy z dlugiego tunelu dzielacego ten maly kraj na deszczowa szara polnoc i gorace rozgadane poludnie.

Donnerstag, 10. Juni 2010

Propozycje menue wakacyjnego





Jak smakuja truskawki ze spaghetti? I to prosto z trawy? A ryba z grila, zlapana i upieczona wlasnorecznie? A lokalne wino i sery na tarasie w asyscie swierszczy i tupotu jaszczurek...
Jak dla mnie mogloby byc wino, woda ser i chleb. Jak dla Julki - pasta pasta pasta (no i truskawki). Jak dla Wiewiorki to co ja plus to co Julka podzielone na dwa plus grappa i cygaro.
Rybe - przyznam - mamy zadko, tym razem raczej chodzilo o samo wedkowanie i z samym jedzeniem mielismy troche trudnosci.

Moze ktos sie ujawni ze swoimi wakacyjnymi propozycjami ;)

Montag, 17. Mai 2010

pa-da pa-da pa-da na-dal


Moze nie tak dramatycznie jak w Polsce ale solidnie, bez przerw, z calkowitym zachmurzeniem od rana do wieczora i tak od trzech tygodni, z przerwa na dwie godziny dzis rano. Moje rododendrony...och moje rododendrony przeszly proces kwitnienia w strugach desczczu i nawalnicach gradu a teraz caly kwiatostan pokrywa smetno chodnik przy wejsciu. Zaczelismy grzac od nowa bo na dworze siedem stopni, ciagne Julke w zimowych kaloszach na spacer "na slimaki". "Na slimaki" jest ostatnim argumentem ktorego sie chwytam, zadne inne juz nie skutkuja, a i mnie powoli nie chce sie wychodzic. Nie mam outfitu :)

Dienstag, 4. Mai 2010

restauracja


Od dawien dawna staje na glowie zeby mojej corce wcisnac do diety w domu cos poza pasta, kurczakiem, kilkoma rodzajami warzyw i owocow. Na nic gotowanie wytrawnych zup i drugich dan. Julka je, delikatnie sie wyrazajac, skromnie i trudno ja do nowosci przekonac. Dziadkowi nawet nie udalo sie namowic ja do cukierkow :)
Na nasze nieszczescie (raczej) od pierwszych miesiecy wpoilismy jej restauracyjne podsiadywanie. W restauracji, och w restauracji to moje dziecko je wszystko co jej pan kelner przyniesie, nawet jezeli wyglada to bardzo orientalnie. Prosi o dokladke, sle usmiechy, a ja siedze i nie rozumiem.

Zbankrutujemy predzej czy pozniej chyba ze taniej nas wyjdzie otworzenie restauracji w domu.

nie-lot


a tak u nas bylo dwa tygodnie temu kiedy wybralismy sie poogladac samoloty. zamiast podziwiania samolotow zwiedzalismy kuluary lotniska i bylo troche jak w muzeum.

Montag, 3. Mai 2010

pa-da pa-da pa-da

Od trzech dni nieprzerwanie leje. Nad dolina wisza nisko olowiane chmury, ani podmuchu wiatru coby te chmury przegonic. Siedzimy w domu. Po dlugim szukaniu w czelusciach piwnicy znalazlam kabel do podladowania aparatu. W pokoju rozstawiony namiot i tunel, lawiruje ostroznie miedzy ta chwilowa (mam nadzieje) dekoracja w te i spowrotem. Wczoraj przespalismy kolektywnie pol dnia. Komputer wydaje mi podejrzane dzwieki, powinnam zrobic backup wszystkiego co wazne ale mi sie nie chce.

Mamo, ten pies nazywa sie Krystus (????)...eee...a dlaczego coreczko Krystus? A bo lubi grac w pilke. Mamoo pomylilam sie on nie nazywa sie Krystus, on nazywa sie Tom. Bo jest czerwony, widzisz, ma czerwone kolka. Czer-wo-ne. Mamooo a gdzie moge pograc w pilke, ja? (na dworze sie nijak nie da wiec gramy w korytarzu) Mamoooo a gdzie ja moge przebrac mojego psa, ja?

Na nastepnie piec dni na mapie pogody szara chmura i intensywny deszcz, trzynascie stopni. Wedlug grafika powinnismy byc w Warszawie ale troche nam sie tutaj poplatalo.

Freitag, 9. April 2010

Kwietniowe nastroje

Gry i zabawy wszelakie


Julka rano wybiega z lozka i wpada do pokoju dziadkow budzac ich w dziesiec sekund. Zasypia pozno wracajac co chwile do salonu, zeby pozegnac dziadziusia...I tak codziennie. Wiadomo - dziadek plus babcia plus julka rowna sie zabawa. Caly dzien, na okraglo, w domu i w ogrodzie. Dziadek z babcia przylatuja zawsze wyposazeni po uszy...plastelina, wyklejanki, zgadywanki, piosenki (ze ja tez swoja droga nie pamietam takich zabaw z mojego dziecinstwa?)...rozkosznie na to wszystko patrzec i az strach myslec co to bedzie w poniedzialek jak dziecko przyzwyczajone do takiej asysty nagle wpadnie w szara rzeczywistosc...a ja z dzieckiem.
Ale na razie jest zabawnie i wole nie odliczac dni do wylotu...

PS. Na zdjeciu w kasku Julka byla wlasnie super-strazakiem, ktory dzielnie melduje komendantowi strazy pozarnej ugaszenie pozaru....

Montag, 5. April 2010

Zajac


Z Wielkanocy spedzanej u babci pamietam ogromny ogrod pelen starych powykrecanych drzew i nasze wiklinowe koszyczki na slodycze. Wybiegalismy z samego rana w ich poszukiwaniu, a ze ogrod byl naprawde duzy, spedzalismy tam caly ranek. Potem z naszymi znalezionymi skarbami siedzielismy dlugo na garnku porownujac dokladnie zawartosci koszykow.
Julce zajac w tym roku lekko pomylil sie z Mikolajem bo rano zbiegla do nas i zaczela szukac prezentow przy kominie. Dziadek podkrecal emocje twierdzac, ze zajaczek caly czas skacze po ogrodzie jak tylko Julka sie odwrocila, wiec dlugo przy swiatecznym stole nie posiedzielismy. A szkoda, bo moje faszerowane jajka byly pierwsza klasa. Poza jajkami i dekoracja niezbyt sie wysililam...bo reszta doleciala w przepastnych torbach dziadkow na zamowienie. Alleluja.

Chwilowo limit czekolady na pol roku Julka ma wyczerpany.

Mittwoch, 31. März 2010

Kompocik z Polski raz, pasztet z Warszawy dwa


Sa dziadkowie, przyjechali razem, nareszcie. Zapachnialo ogorkami i pasztetem juz w drodze z lotniska. Dziadek siedzi na podlodze i zawziecie koloruje, liczy, czyta, lepi, spiewa. Julka w siodmym niebie, a dziadek...dziadek chyba w osmym. Babcia zarzadza dziadkiem i lodowka. Ja sie relaksuje na ile moge.
Cieszy mnie kiedy Julka lapie nowe slowa od dziadkow, ktorych ode mnie by nie uslyszala. I po raz kolejny zastanawiam sie jak niesamowicie chlonie to slownictwo i swobodnie deklinuje i odmienia w chwile po tym. Udalo nam sie, korzystajac z okazji, wyrwac z Wiewiorka na romantyczna kolacje choc, musze przyznac, lekko wypadlismy z obiegu. Zdecydowanie musimy powtarzac takie wyjscia przynajmniej w miesiacu bo zapomnimy jak wylada "nasze miasto noca".


I naprawde nie mam pojecia jak ich przez granice z takim bagazem przepuszczaja ;)

Samstag, 27. März 2010

Cisnienie w dol


A zeby bylo ciekawiej to u nas leje i wieje. Te halne to mnie normalnie z rownowagi wyprowadzaja. Wlasciwie nie potrzebuje barometru, glowa mi wystarczy. Jak nie moge sie oderwac od poduszki, znaczy deszcz idzie...no jak babcia normalnie. I jakze sie ciesze ze moge sobie powiedziec, dzis nigdzie nie wychodze. Ha.
Zaczelam wiosne sportowo i przemierzam wirtualnie Polske na rowerze zakotwiczonym w goscinnym pokoju. Nie powiem, lepiej, duzo lepiej. Zadyszka przy wchodzeniu po stromych ulicach - jakby reka odjal. No i cyferki na wadze ruszyly w dobrym kierunku. Juz siebie widze smigajaca po plazy w bikini jak na reklamach bounty conajmniej. I ten lekki powiew wiatru we wlosach...
Dekorujemy dom przedswiatecznie, jak tylko deszcz nas opusci to popstrykam zdjecia bo po ciemku bez flesza ciezkawo.
Dostalam dzis katalog z ciekawymi rzeczami, 400 stron drobnym maczkiem, do domu. Chcialabym miec polowe: http://www.manufactum.ch/Kategorie/-425/WarenkatalogNr11.html, wykluczajac zegar z kukulka.


Powracamy do tych samych miejsc...zdjecie rok temu i teraz.

Mittwoch, 17. März 2010

Kolory




Kiedy mialam 7 lat w zestawie kartkowym wystanym w kolejce w warszawskim papierniczym (obok wdziecznego naszyjnika papieru toaletowego) dostawalam cztery flamastry w plastikowym pudelku. Wysychaly tak szybko, ze radosc byla krotka, wiec probowalam przywrocic je do zycia namaczaniem w wodzie. Efekty byly marne. Musial mi wystarczyc dlugopis i olowek. Na lekcji religii pewnego dnia klasowa kolezanka wyciagnela z plecaka zestaw flamastrow niczym akordeon, zaparlo mi dech. Przemycony pewnie przez swiatowego tate z dalekich krajow stal sie objektem pozadania, nie tylko mojego zreszta. Z kolezanka zaczeli bawic sie nagle wszycy...W tych czasach bardzo czesto chodzilam do naszego "papierniczaka" i przyklejalam sie do lady przegladajac kredki i flamastry...i bardzo chcialam pracowac w takim sklepie jak dorosne.

Tak sobie to przekladam na te wizualne przezycia mojej corki - niech dalej miesza i doklada co tylko zechce i zeby jej farb w zyciu nikt nie ograniczal. Amen.

Polecamy: http://www.creaviva-zpk.org/de

Sonntag, 14. März 2010

Miny w pol godziny



Prosze bardzo...zdjecia z jednej minuty. Wybitnie teatralnie. Mamie niestety samolot sie nie udal tak dobrze jak mialo byc. Znaczy dzwiek wysiadl....

Montag, 8. März 2010

Mieczak


"Jestes mieczak misiu" dobiega z korytarza. Z ciekawosci wychylam gorna czesc tulowia za framuge. U nas o tyle wszystko w slowniku jest przewidywalne, ze jezeli ja slowa nie uzywam to dziecko tez go znac nie bedzie bo nie ma specjalnie skad. A kto to mieczak, coreczko? "Takie male dziecko". Tak...slownictwo Julce poszerza sie przez zakupiony latem zeszlego roku zestaw satelitarny "minimini". Minimini jest dobre na wszystko, w minimini leci masa reklam no i w minimini sa mieczaki. Minimini redukujemy twardym planem do minimum bo serwowane w nim filmy nie zawsze odpowiadaja temu co akurat trzyipolletnie dziecko powinno ogladac (i nie mowie tu akurat o mieczakach). Jezeli ktos wymyslil juz telewizje dla dzieci to niech bedzie to telewizja z pomyslem a nie reklamy dla dzieci poprzerywanych filmami. Ale ze my innej telewizji po polsku nie mamy, jedziemy na minimini tylko teraz - z planem.

Dzis pierwszy dzien po wakacjach, ktorych nie bylo. Julce zdecydowanie brakowalo rytmu wiec w podskokach pognala na gimnastyke. I bylo jak zwykle bardzo fajnie, tylko jak widac, jeszcze nie wszyscy z wakacji powrocili. Farciarze.

Mittwoch, 3. März 2010

Domowe zabawy


Julkowe zabawy domowe sa coraz ciekawsze, coraz czesciej bawi sie dlugo sama wymyslajac przerozne sytuacje. Dzis byl pociag z pasazerami i biletami wystawionymi przez konduktora. Byl tez konduktor, ktory zasiadl - z braku lokomotywy - pomiedzy pasazerami spieszacymi do pracy. Zadziwia mnie jej precyzja, kazdy z pasazerow mial kocyk i kazdy siedzial ladnie na krzesle, no bo stac przeciez, nie wolno.

Sa takie chwile ktore po prostu chce zapamietac, takie jak te z dzisiejszm pociagiem, jeden-do-jednego, bez komentarza.

Dienstag, 2. März 2010

Nareszcie


Przyszla do nas wiosna, od kilku dni odkopywalam snieg w miejscu gdzie mialy pojawic sie krokusy a potem snieg znikl w przeciagu godziny i spod niego wyswitywaly juz calkiem spore kielki. Wczoraj przylecialam rano z Julka do okna i....- nasze prywatna wiosna juz jest w ogrodzie, juz przyszla. Ptaki zaczynaja omijac karmnik i coraz czesciej skubia trawe w poszukiwaniu czegos bardziej wyszukanego. Raz dziennie przed oknem defiluja koty bo do Charliego przychodza kolezanki i koledzy na wieczorne posiedzenia. Dzieciaki bawia sie na dworze. Kupilam znow tulipany (zanim pojawia sie u nas na grzadkach) i lapie juz jak najbardziej wiosenne swiatlo wieczorem na scianach w pokoju. Przegladam ksiazki ogrodowe i marzy mi sie bambusowo trawowy balkon na ktorym w upalne wieczory bedzie mozna polezec i popatrzec na gwiazdy. Marza mi sie jeszcze inne rzeczy zreszta...

Montag, 1. März 2010

Fryz


Odkad Julka skonczyla dwa lata spinki i gumki przestaly istniec. Podkupowalam jej od czasu do czasu nowe ktore szybko ladowaly na uszach psa lub nogach owieczki. Ostatnio odkrylysmy kolorowe klipsy ktore wytrwaly na wlosach ponad godzine. Widze wiec juz jakies swiatlo w tunelu bo wlosow sciac sobie nie da. Po czesaniu szczotka moje dziecko wygladza wlosy rekami z resztkami masla mowiac, mamo, taka fryzura najlepsza, taka prosta. Kilpsy sie podobaly, natomiast sama klientka szczesliwa nie za bardzo byla.
Wdzieczna bede za instrukcje jezeli ktos ma doswiadczenie w tym temacie. Dziekuje ;)

Montag, 15. Februar 2010

Karnawal



Czy motyl moze karmic kota? Alez oczywiscie, i to w dodatku u nas w domu...w karnawal ;)
Julka chciala sie przebrac za samolot ale jakos ciezko bylo mi sobie taki stroj wyobrazic wiec skonczylo sie na motylowych skrzydlach i rozdzce. Zfrunela z gory do naszego malego centrum i chyba jej sie bardzo podobalo - kieszenie upychala slodyczami a jak jej swoich nie starczylo to korzystala z moich (bardzo glebokich).

Dzis minus dziesiec na dworze, chyba rekord tej zimy...ptaki tlumnie sfruwaja do naszego karmnika, Charlie siedzi na tarasie, lapie slonce i usmiecha sie przez szybe, cwaniak. Wczoraj poszlysmy karmic ryby i o dziwo przyplywaly spod skutego lodem stawu. A dzis Julka od rana wyjela kolorowe kredki i rysuje lake i slonce i kwiaty i lato. Rysuje na konkurs (czy wasze dzieci tez tak sie mobilizuja na to slowo?) :) Chyba jej tez ta zima sie znudzila.

Poranny trening umyslu, masz 40 sekund na odpowiedz na wszystko:

Dlaczego ja jestem Dziewczynka?
Dlaczego nazywam sie Julia?
Dlaczego moje rajstopy pachna Warszawa?
Czy mozemy mieszkac w Warszawie, mamo prosze?
A twoje imie komu sie podobalo?

Dienstag, 9. Februar 2010

Henri Des


Polecamy i znikamy

http://www.youtube.com/user/HenriDesTV#p/f/5/KssX-gyiebw

Welcome back


Pierwszego dnia dzwonilismy zeby nam, opiekunowie kochani, nasza corke, uprzejmieprosze, czympredzej przywiezli. Argumentow bylo mnostwo - piekna pogoda, szkola narciarska dla dzieci, obszerne lozko. Na szczescie pzewazyl zdrowy rozsadek tesciow ktorzy odcieli nam kontalt telefoniczny z dzieckiem po kilku dniach. Julka kazala sie bowiem wiezc natychmiast samochodem do rodzicow i byla gotowa isc pieszo. Na dzwiek naszych glosow w telefonie uderzala w ton smetny i tak jej na caly dzien zostawalo. Po drugim dniu wyluzowalismy wiec i przestalismy dzwonic, choc Wiewiorka mial chwilami lzy w oczach, przyznam.
W ciagu tygodnia nadrobilismy sportowe zaleglosci z ostatnich pieciu lat - zjezdzalismy na nartach (zainstalowalismy sie w okolicach szkolki narciarskiej dla dzieci, bo niby tam najlepsza restauracja)...po raz pierwszy stanelismy na biegowkach (nie liczac moich wypadow do plaskiej Puszczy Kampinoskiej pol zycia temu), porankami cwiczylismy na silowni. Efekt taki ze ja kilogram na plusie a Wiewiorka dwa.
Z braku czasu na zakupy odwazylismy sie na smialy outfit na biegowki w znowu modnym stylu wczesnych lat osiemdziesiatych (wygrzebany u tesciow w szafie) - przemykalismy w nim ulicami kurortu idac na dol a wracajac bylo nam juz tak wszystko jedno ze nie zwazajac na usmiechy z roznych stron odwazylismy sie nawet na przejazdzke autobusem.
Bylo pieknie.

Freitag, 29. Januar 2010

Jedziemy


Zasiadlam i nie wiem jak sie nazywam. Jezeli ktos pamieta, to prosze o telefon. Wyjezdzamy, znaczy jedziemy przez tesciow to tego spa. Jezu jak sie ciesze. Pakuje walizki od trzech dni co jest o tyle dziwne, ze ja zawsze wszystko na ostatnio chwile, wiec chyba jednak bardzo sie ciesze. Spakowalam Julke i siebie, Wiewiorka o ile dzis doleci i wyladuje w tym kraju spakuje sie sam. Pada za cala zime, samochody kreca piruety na drodze przed kuchnia wiec mam na co patrzec. Julka rowniez sie pakuje. Z czelusci szafy wydobyla jedyna koszule z prawdziwego zdarzenia, ktora przelezala dwa lata i jest juz oczywiscie za mala. Fascynacja koszula jest tak wielka, ze od dwoch dni moje dziecko sie z nia nie rozstaje i co i rusz przeglada sie w piekarniku - idzie do pracy - tak jak tata - w koszuli. A ze nadal jest chlopcem, znaleziona w szufladzie opaska na wlosy przystroila ja moze jakies piec minut i to tylko dlatego ze ja podobna opaske rowniez zalozylam.

No wiec jedziemy... dzis doszlo do mnie ze ostatni urlop mielismy piec lat temu. Jak tak dalej sobie bedziemy folgowac to w 2015 zaliczymy kolejny romantyczny tydzien we dwoje, zakladajac ze my bedziemy miec jeszcze na romantyzm ochote a dziecko bedzie mialo ochote na tydzien z dziadkami. Jedziemy i zostawiamy dziecie tesciom. Znaczy planujemy ze zostawiamy, bo w miedzyczasie wyszlo przeziebienie i od dwoch dni nocy praktycznie nie ma.
Dzis postawiona niejako pod murem odwiedzilam lekarza, ktory stwierdzil ze to nie zapalenie pluc, wiec ok. Ok to nie jest, no ale, powiedzmy, jest dobrze. Syrop, masci i inne specyfiki roznosza piekna won w domu, zapalilam swieczki i czekam na Wiewiorke, Julka lata w czapce i szaliku, walizki w rzedzie ustawione w korytarzu... Za oknem snieg.

Jeszcze do mnie nie dotarlo...

Montag, 25. Januar 2010

Mialam dzisiaj wizyte..

W kraju gdzie mieszkam na kontakty naprawde trzeba zapracowac. Ciezkiej pracy sie nie boje, wiec po dziesieciu latach dorobilam sie sporo znajomosci, z czego 99 procent stanowia obcokrajowcy. Dzisiaj wpadl do mnie ten jeden procent. Wpadl to jest dosc ogolnie powiedziane, poniewaz wpadniecie poprzedzone bylo wymiana pieciu mailow, dziesieciu smsow, upewnieniu sie ze wszyscy zdrowi i nikt od nikogo sie nie zarazi oraz wpisaniu calego iwentu w kalendarz z dwutygodniowym uprzedzeniem. Poniewaz pan domu ma nienormowany czas pracy, wpadli do mnie wszyscy. Znaczy dwa plus dwa. Poniewaz juz znam panstwa i ich zwyczaje zapobiegawczo dzien wczesniej upieklam ciasto a po powrocie z przedpoludniowych zajec oddalam sie czynnosci ktora polegala na sprzataniu czystego domu. Nic nie poradze na to, ze znaczna wiekszosc pan w tutejszym kraju uziemniona jest w domu do momentu osiagniecia wieku nastoletniego swoich pociech. Skutkiem takiego oblednego systemu szkolnictwa jest to ze kazdy dom dopracowany jest do milimetra, do kazdej czynnosci znajdzie sie stosowne narzedzie, odpowiednia szmatka i pasujacy specyfik. No wiec przelecialam, ze tak sie wyraze, moje metraze, zmylam odciski julinkowych palcow z okna tak plus minus zaczynajac od 98cm w dol (dziekujac bogu za pochmurny dzien bo inaczej przyszloby mi myc cale okna, rowniez od 98cm w gore), a to co po sprzataniu nadal lezalo na stolach zrzucilam szerokim gestem do piwnicy (jutro posprzatam). Na dywanie ustawilam kolejke i lego dla chlopca a w kuchni rozlozylam kredki i papier dla dziewczynki. Wizyta kurtuazyjna, cel wizyty (jak sie dowiedzialam wypytujac ostatnio zone pana domu) wzmocnienie mojej integracji (sic) i poduczenie julki lokalnego dialektu. Na powaznie, bez zartow. Nie wizytuje sie przeciez, wedlug tutejszych zwyczajow, ot tak, bez celu.
Zapadlam po tym ciezkim dniu na miekkosc sofy, na bol glowy - aspiryna, na psychike - pisanie.

Dobrze ze mili panstwo nie zrozumieli julki ktora szczerze znudzona dlugoscia trwania wizyty wprost zapytala - kiedy oni, mamo, pojda sobie wreszcie do domu?

Sonntag, 24. Januar 2010

Wyjscie


Mowilam ze lubie ciete kwiaty? Chyba dlatego ze przypomina mi to moj dom kiedy bylam taka jak Julka. Mama dostawala cale narecza od swoich malych pacjentow a dom byl pelen kwiatow w wazonach. W szarym miescie, w szarym bloku, w malutkim mieszkanku setki kwiatow. Mama pielegnowala je jak najlepiej mogla a kiedy jedne wiedly na ich miejsce pojawialy sie nowe. Te tulipany tak bardzo mi pachna juz wiosna... szkoda ze dlugo nie postoja.

Za oknem nadal bezsniezna zima a ja robie porzadki w szafach. W Julkowej szafie wisza w dlugim rzedzie sukienki, nowe, z metkami, we wszystkich mozliwych rozmiarach, czekaja na swoja kolej - w wiekszosci sprezentowane od babc i cioc bo ja jej juz, znajac jej gusta, sukienek nie kupuje. Tym razem uparlam sie i nawet sie udalo. Tylko kucyki nie wytrzymaly jazdy samochodem i wyladowaly na uszach pluszowego pieska bo jemu przeciez, tak ladniej. Anyway...Julka w sukience - odnotowac warto. Chyba faktycznie uznala cale to przebieranie za zabawe bo wyegzekwowala (nie wiem juz nawet jak) zestaw do makijazu i nie rozstawala sie z nim caly dzien - od czasu do czasu delikatnie poprawiajac sobie cieniem do powiek policzki. A wieczorem musialam ukradkiem wyjmowac to puzderko z jej kieszeni bo zawlaszczyla je cala soba proponujac mi pozyczenie na chwilke jezeli ladnie poprosze...

Mittwoch, 20. Januar 2010

lokalna kuchnia




odkad mieszkamy tu gdzie mieszkamy, zredukowalismy do minimum specjaly lokalnej kuchni i zyjemy mieszanka tego co Wiewiorka wyniosl z domu (a wyniosl duzo), tego co ja przytargalam w ksiazkach (bo z domu przytargalam raczej niewiele) ale glownie tego, co przejelismy od wiewiorkowych poludniowych przodkow. odkad mamy Julke, nasza dieta rozszerzyla sie o ryz, ryby i frytki. jedynym wszechobecnym w calym kraju kulinarnym zwyczajem, ktory celebrujemy w sezonie zimowym jest fondue. Wiewiorka, jak zwykle przy gotowaniu, osiaga stopien koncetracji totalnej i przeszkadzac mu nie mozna, jest mistrzem i panem kuchni , wydaje krotkie polecenia. . podzial pracy w wypadku fondue jest wiec jasny. Wiewiorka miesza w garnku i kroi czosnek a ja nakrywam stol, kroje chleb, zapalam ogien, otwieram wino i gotuje herbate. kto sie wiecej napracuje widac po dlugosci zdania....tym razem Julka miala premiere w naszym zimowym rytuale i choc skonczylo sie na lizaniu widelca zabawa byla naprawde niezla.

Samstag, 16. Januar 2010

Julek i Julka


A kiedy za oknem szaroburo to najfajniejsze sa dzikie popoludniowe zabawy w domu. Tradycyjnie - Julka i Julek plus Mala Dziewczynka. Julka z Julkiem znaja sie od poczatku, znaczy od wiekow. Wpdaja sobie w drzwiach w objecia i rownie wylewnie zegnaja sie...wcale nie chcac wychodzic. Julek wzdycha ze chcialby mieszkac u Julki a Julka po cichu na ucho prosi zebysmy znowu pojechaly do Julka. Na koniec kladzie palec na usta i mowi cicho "ale to nasz sekret, nikomu nie powiemy" i mruzy jedno oko po czym leci do Wiewiorki obwiescic nowine.
Julek z Julka o tyle funkcjonuja na podobnych falach ze obydwoje sa dosc zywymi dzieciakami i swietnie sie dogaduja w swoim dwujezycznym dialekcie. Choc, szczerze, nam sie wlos na glowie jezy jak sluchamy kiedy wprowadzaja nowopoznane w przedszkolu lokalne slowka i czesto sie zastanawiamy jak oni sobie poradza z tyloma jezykami.
Julek z Julka raz w tygodniu chodza do tego samego przedszkola. Julek czeka rano na Julke a ja potem na mame Julka. I tak sie prowadzamy w jedna i w druga i z ciekawoscia zastanawiamy co z tej znajomosci wyniknie:) Kiedy Julek z Julka bawia sie z Mala Dziewczynka my siedzimy i pijac jablkowa herbate snujemy wielkie plany na przyszlosc...

Mittwoch, 13. Januar 2010

wbijamy sie w rytm



Jestem nerwowo w strzepkach, wrakiem jestem (co oczywiscie moze sie jutro zmienic). Julka w fazie buntu....no wlasnie...trzyipollatka. Ogolnie ciezko, pod gorke i pchamy. Po dwoch tygodniach rozpieszczania przez tate ciezko wrocic do normalnosci. Rano zwyczajowo tragedia bo Wiewiorka albo juz w pracy albo wlasnie do pracy. Dlaczego go nie ma, dlaczego sie nie pozegnal, dlaczego? Widze naprawde rozpacz w oczach mojego dziecka. "Pach taty" mowi Julka dzis rano do mnie po wyjsciu z lazienki....Wchodze, julka trzyma w rece butelke pachnidel Wiewiorki...Pach taty mowi...pach taty...
....
Spadl nareszcie snieg na tyle ze mozna sie w nim niezle pobawic. Jak cukier puder, jak kasza, wiec balwan z niego cienki ale jest i stoi za oknem. Pada nadal. Jutro mamy nadzieje na wiekszego balwana. A ja czekam nadal na ten upragniony hotel.

Freitag, 8. Januar 2010

Chorobowy tydzien

Swieto Trzech Kroli to u nas zabawa w znajdywanie w bulce figurki krola. Kto go znajdzie, temu nalezy sie korona. Jeszcze do dzis pamietam jak jakis "wybrakowany" egzemplarz trafil nam do biura i uszczesliwil wszystkich, bo w kazdym kawalku bulki mozna bylo znalezc figurke. Problem byl tylko z podzialem korony...W tym roku problemu nie bylo, korone dostala Julka. Tego samego dnia wieczorem lezelismy wszyscy w lozku z goraczka i objawami grypy. Koniec tygodnia wiec na prostej ale ogolnie malo rozrywkowo i dosc meczaco.

A ja myslami gdzies w cieplych krajach, przegladam oferty biur podrozy coby gdzies na tydzien z wiewiorka wyskoczyc. Moga byc zreszta tez gory i snieg oby tylko moc wziac ze soba i przeczytac kilka ksiazek ktore zalegaja kurzem. Moze byc jakies spa coby moje cialo sie troche uformowalo. Albo Paryz, albo Londyn. Cokolwiek. Powylegiwac sie w lozku rano, splynac na sniadanie do restauracji po dywanowych schodach i zeby ktos mi wreszcie ugotowal obiad. Dziekuje.

Sonntag, 3. Januar 2010

pierwsze party


mamy za soba. julka padla o pierwszej w kanonadzie fajerwerkow. szczerze - nawet nie liczylismy ze uda nam sie ja polozyc, jak w zeszlym roku, przed dziewiata i ze przespi nam cala noc. spodnice zdjela po dziesieciu minutach twierdzac ze legginsy przeciez tez bardzo eleganckie. my ciagniemy lekki bol glowy i wyjmujemy konfetti spod dywanow. wiewiorka zamiata na dworze ja piore i ukladam w szafach wszystko co nazbieralo sie przez ostatnie tygodnie, oj zdecydowanie za krotkie te wakacje byly. nastepne, juz ustalone, spedzamy poza domem i z dala od sklepow i miasta.

Freitag, 1. Januar 2010

trening czyni mistrza


wiewiorka wierzy ze corka wyrosnie nam na wielka lyzwiarke. tak jak on nie wyrosl i brat wiewiorki rowniez. julka na lyzwach trzyma sie niezle i frajde miewa ale czasem bywa tez ciezko. wczoraj przylapalam wiewiorke przy motywacji na czekoladke...eeeeeeeeee? czy mnie ktos motywowal do plywania w zimnym basenie trzy razy w tygodniu i jechania zatloczonym autobusem przez pol warszawy w jedna i w druga? nie pamietam. ale zaczynalam pozniej. w kazdym razie duma mnie rozpiera jak widze tego skrzata posuwajacego na prawdziwych figurowkach, niezaleznie od metod treningowych trenera zawodniczki.