Donnerstag, 27. November 2008

...

Po pierwszej imprezie powitalnej na nowym mieszkaniu pomyslalam sobie…tak to moglabym i czesciej – strat zadnych, goscie jak w zegarku, dzieci zreszta rowniez, julka spedzila dwie godziny ukladajac plastikowe talerze miedzy popijajacym towarzystwem w ogrodku a dywanem w pokoju. W zwiazku z powyzszym kolejna impreza za dwa tygodnie ;)

Idziemy na spacer, Julka zrywa ostatnie kwiaty i pieczolowicie usuwa platek po platku…zielony srodek kwiatka bierze do reki wysoko w gore – “mam parasol”, “ladny nie?”….Cudny corenko.

Donnerstag, 13. November 2008

kolko graniaste

Zauwazam nareszcie zaleznosc miedzy jesienia a natezeniem ruchliwosci dzieci.

Snieg, deszcz, przemoczone nogi, kaszel, choroba, placz, dom, dom, dom, mamo chce wyjsc (za oknem nic nie widac plus goraczka wiec zdecydowanie - nie)- Puzzle, ksiazki, lalki juz piaty dzien, Julka wychodzi z siebie. Ja rowniez. Mam nadzieje ze to tylko taka faza i ze niedlugo sie skonczy.

Wiewiorka urywa sie w tym tygodniu poludniowa pora z pracy, myslalam ze bedzie lepiej a tu – pulapka – Julka jest rozregulowna na maksa. Lata wkolo sofy, mnie sie wlos jezy, trabki sluchowe wylaczaja sie automatycznie, tata pomylil kurujace kremy i ten na reke zastosowal calym rozmachem na plecy. Tragedia. I skad on ma sile na stwierdzenia typu “przydaloby sie drugie kochanie”. Ja chwilowo – dziekuje, nie.

Pol godziny w notariacie bylo zbawieniem. Julka siedziala i wertowala gazete, my – dokumenty. Szkoda ze tak krotko…panie przy biurku wolno stukaly w klawiatury popijajac herbate. Ja w klawiature stukam w tempie ponaddzwiekowym, kasujac co jakis czas dorzucone przez Julke literki. O herbacie moge pomarzyc.

Wczoraj w centrum handlowym Julka rozlozyla sie na podlodze i zrobila typowa “scene”. To sie doczekalam, nastepna byla zaraz w domu w korytarzu. Granice mojej cierpliwosci juz dawno zostaly naruszone i sluchajac siebie sama sobie sie dziwie czy to naprawde ja po raz niewiadomoktory w tym tygodniu tlumacze ze kabel to nie zabawka i ze kapcie nalezy zalozyc bo zimno. Jednak ja.

Chwilowo – dziekuje, nie, poczekam, moze mi przejdzie.

A na razie kolko graniaste.

Mittwoch, 5. November 2008

zakochana w balwanie

Spadl snieg w nocy i polezal przez jeden dzien. Jeszcze w pizamie zanioslam Julke do okna i celebrowalam opis tego co za oknem. Pierwszy snieg to dla mnie taka wierszowa mantra Staffa, ktora powtarzam w ten dzien od kilkunastu lat….

Calunem sniegu przysypany bialy Park w szara cisze pograzyl sie caly I z jakichs gluchych tesknot sie spowiada Drzew nagich dluga ciemna kolumnada WIje sie chicho i w dali gdzies ginie Wije sie cicho po bialej rowninie I biegna lawki aleja szeregiem Samotne, puste, ubielone sniegiem

W pizamie chciala biec do ogrodu. Po pieciu minutach w pelnym rynsztunku aczkolwiek bez porannej kawy stalysmy przed drzwiami lepiac balwana potem jeszcze jednego i jeszcze jednego az skonczyly mi sie marchweki. Na koniec turlalysmy sie w sniegu.

Dzis Julka zagaduje – gardlo mnie boli, o tu, pomasuj mama (reka laduje na plecach). Syrop, pulmex, dafalgan, krople do nosa itepe.

Julka caluje balwana i masuje mu plecy: