Mittwoch, 28. Februar 2007

zabaw(k)owa teoria

Zasadniczo jestem przeciwnikiem glupich plastikowych zabawek ktore rycza i kwicza oraz pluszowych przytulanek bo zbieraja kurz i zajmuja zdecydowanie za duzo miejsca w naszym malym mieszkaniu.

Tak sie sklada ze prawie wszystkie zabawki dostalismy od znajomych z okazji urodzin Julinka. Wyselekcjonowalam z wora prezentow Malego Misia przytulanke, Duzego Misia przytulanke, materialowa ksiazeczke i kostke do ktorej mozna wkladac rozne kolorowe elementy. Reszte zamknelam na klucz w szafie. Dziecie bawilo sie tym zestawem swietnie. Dlugimi godzinami najpierw wpatrywalo sie w ksiazeczke, potem ja jadlo a w momencie oderwania sie kciuka od reszty palcow minutami wygladzalo przywiazana do ksiazeczki wstazeczke. Kokietowalo dlugo i namietnie Duzego i Malego misia swoim wdziecznym francuskim rrrrrrrrr. Pogryzalo od czasu do czasu kolorowe klocki z kostki przekladajac je z raczki do raczki. Wieczorami sadzalam Julinka na kolanach i wspolnie czytalysmy jej pierwsza ksiazeczke*.

W te sobote dziecie moje dostalo od tesciow prezent. Wspolnymi silami rozpakowalysmy cudenko. Julka z namaszczeniem wygladzala kolorowe wstazeczki i zachwycala sie tekstura papieru. W srodku znajdowala sie…. Kolorowa Ciezka Plastikowa Lokomotywa z nadmiernie wyeksponowanym logo firmy i tysiacem roznych przyciskow ktore naduszone wydaja dzwieki podobne do zwierzecych, piszcza oraz przekrecaja sie.

Julinek zglupial. Siedzial u mnie na kolanach i wpatrywal sie w to cudo dzieciecej techniki przytlumiony iloscia barw, kolorow i dzwiekow (dla mnie zdecydowanie za glosnych jak na uszy mojego dziecka). Podziekowalismy ladnie za prezent. Tesciowie odjechali. Mialam wstawic lokomotywe do szafy i wrocic do naszego spokojnego swiata zabawek.

Przez przypadek podnoszac z ziemi lokomotywe wlaczyl sie przycisk z melodyjka. A Julka….Julka zaczela tanczyc. Ruszala lapkami, majtala bioderkami i pelzla w strone nowej zabawki. Po dwoch dniach pelzanie bardziej przypominalo raczkowanie i moje dziecie swietnie radzilo sobie z obsluga wszystkich klawiszy, usmiechajac sie, klaszczac, tanczac i (prawie) raczkujac. Lokomotywa zostala przyjeta do zestawu zabawek.

Zasadniczo jestem przeciwnikiem glupich plastikowych zabawek ktore rycza i kwicza …

* Dla niewtajemniczonych – czytanie pieciomiesiecznego dziecka polega na wgryzaniu sie w karton ksiazki, czytanie szesciomiesiecznego – na stukaniu w karton, w chwili obecnej potrafie juz zauwazyc sekundy skupienia i zadowolenie z przewracanych poprzegryzanych kartek.

Dienstag, 20. Februar 2007

escape

Ucieklismy w sobotnie popoludnie korzystajac z faktu ze dziecie zapadlo w popoludniowa drzemke. Spakowalismy walizki i szybko zamknelismy za soba drzwi. Po raz pierwszy od siedmiu miesiecy bylismy sami. Jeszcze nie zdazylam na dobre wsiasc do samochodu a gdzies tam w srodku odezwalo sie – Wlasciwie po co? Wyrodna matka? Skok w bok od macierzynstwa? Znudzilo mi sie?

“Nalezy sie nam” powiedzial Wiewiorka i na czas dojazdu do hotelu ta odpowiedz mnie usatysfakcjonowala.

W hotelu dopadly mnie ponownie mysli o wyrodnej matce, ale tylko na krotko. W momencie kiedy weszlam do wanny napelnionej jakims cudownym specyfikiem relaksujacym (albo czymkolwiek innym na co sie nabralam) zapomnialam ze mam dziecko. Wyrodna matka. Definitywnie wyrodna, a g. mnie to nie obchodzi.

Oddalismy sie rozkoszom, ktore zaoferowal wlasciciel hotelu w wybukowanym przez nas pakiecie, zjedlismy romantyczna kolacje we dwoje przymykajac oko na wyposazenie hotelu w stylu lat siedemdziesiatych i stosowna do wyposazenia obsluge: kelner w peruce plynacy zwiewnym krokiem do naszego stolika, czarny piano bar w restauracji, ciezkie zyrandole zwisajace z sufitu itp.

Zjawilismy sie dzien pozniej o wyznaczonej godzinie jadac zdecydowanie szybciej niz dopuszczaly to wyznaczone na znakach limity… a moje cudowne dziecie na “dziendobry” podnioslo ledwo glowe znad talerza i …wrocilo do dalszej konsumpcji.

Niewdzieczne. Jak moglo.

Donnerstag, 15. Februar 2007

w oczekiwaniu na...

Julinek zabkuje. Juz od dobrych ponad trzech miesiecy czekamy na to zjawisko jakim jest pierwszy zabek. Na kontrolnej wizycie pierwszego grudnia (zeszlego roku) Pani Doktor, zdezorientowana kompletnie liczba pacjentow w poczekalni i przyslugujacym na jedno dziecko limitem pieciu minut, w dziesiatej minucie wizyty kiedy czytalam ostatnie pytanie z mojej listy – “Prosze sprawdzic dziaselka, wydaje mi sie ze zabki niedlugo (?)” nonszalancko przejechala palcem po dziaslach, zaswiecila latarka i oswiadczyla – za dwa dni beda zeby! Kamien spadl mi z serca…koniec placzow, gryzienia paluszkow, slinienia sie, trzykrotnej zmiany koszulki w ciagu jednego dnia, ale przede wszystkim nareszcie dziecie nie bedzie sie mi meczyc. Podstepna lekarka…dlaczego ja nie zostalam lekarzem?

Od wizyty mija trzeci miesiac a Julinek chodzi bezzebny. I ja naprawde nie mam nic przeciwko bezzebnym dzieciom, mi jest po prostu i zwyczajnie szkoda mojego dziecka. Rutynowo smaruje zmeczone dziaselka zelem, zmieniam i chlodze gryzaczki w lodowce, malenka szczoteczka do zebow jezdze po tym pysiu i usmiecham sie przy tym szeroko, zeby dziecko pomyslalo “wszystko w porzadku, tak musi byc, troszeczke swedzi ale przejdzie”. Na szczescie Julinek jeszcze nie mowi bo na stwierdzenie “ale przejdzie” padlo by…”mamusiu ale kiedy przejdzie”. A ja nie mam zielonego pojecia kiedy.

dlaczego

Przestalam codziennie podgladac czy cos nie wyroslo, bo opuscila mnie nadzieja juz spory miesiac temu. Sni mi sie po nocy ze obudze sie kiedys rano a Julinek bedzie mial juz wszystkie zabki. A na razie smaruje, chlodze, glaszcze, a dziecie bierze moja reke, z namaszczeniem wybiera sobie najbardziej odpowiedni palec i wklada go sobie do buzi jakby chcialo powiedziec “mamo tu..tu mnie boli”. Wiec ja na nowo przemawiam, ze wiem, ze boli, ze przejdzie (kiedy mamo, kiedy), dziecie zanosi mi sie placzem, nie moze zasnac.

Mnie ogarnia szal bo nie moge nic pomoc i zdesperowana serwuje ziolowy czopek, ktory jak napisane na ulotce “lagodzi stany niepokoju zwiazane z zabkowaniem u niemowlat”. Julinek lezy na przewijaku, oczka mu sie zamykaja, zaraz zasnie.

A ja mysle sobie ze mi tez taki czopek by sie przydal.

Donnerstag, 8. Februar 2007

nowe perspektywy

Nie bylo mnie moze dwadziescia sekund a instynkt macierzynski obudzil sie po osiemnastu: cos kurcze cicho w pokoju. Lece…rzucam wyjete z lodowki danie fastfood do podgrzania w mikrofalowce w pol minuty i lece, na zakrecie wbijam sie lekko w draweniana framuge drzwi (siniak na czole murowany a na weekend kurcze zaplanowalismy wyjazd we dwoje z wystawna kolacja; pierwszy zreszta od niepamietnych czasow). Julinek spelzl z niebieskiej maty, ktora wyznaczala jego swiat, jego bezpieczne miejsce na tej ziemi, jego czas spedzania dnia. Tak najzwyczajniej spelzl…i podpelzl do nogi od sofy, metalowej zreszta i zabral sie za konsumpcje baterii od laptopa. Cisza zawisla w pokoju i gdyby nie moj matczyny cudowny instynkt dorwalby kabel i dalej gniazdko (juz zabezpieczone) i pewnie wpelzl dalej pod sofe.

Zejscie z maty

W momencie spelzniecia z maty przed Julka otworzyl sie Nowy Swiat pelen ciekawych ksztaltow i Nowych Perspektyw. Bezpieczna niebieska mata odeszla w zapomnienie. Mam lekki zal, ze nawet nie pomachal na dowidzenia, nie odwrocil sie…poprostu spelzl i poszedl. Pa pa!

Sonntag, 4. Februar 2007

poczatki

No to zaczne. Tak dawno juz chcialam przelac mysli na papier, ale cos z czasem ostatnio kiepsko bylo. Kim jestem? Mama siedmiomiesiecznego zabkujacego Julinka ktora praktycznie z dnia na dzien z nadgodzinowej pracy wpadla w role mamy, opiekunki, przytulanki, pocieszycielki oraz probuje pogodzic to wszystko z faktem bycia zona i zwiazanymi z tym obowiazkami:)

Julinek jest pociesznym dzieckiem, urodzil sie w gorace lato i to nawet 2 tygodnie przed terminem za co ja blogoslawie, bo tych dodatkowych 2 tygodni w 40 stopniowym upale dluzej bym chyba nie pociagnela. Tydzien w szpitalu minal szybko, wietrzylismy pokoj wstawiajac w otwarte drzwi parawan i modlac sie, zeby dziecko sie przypadkiem nie przeziebilo. Okna otwierac nie bylo warto bo dostalismy wymarzony pokoj z widokiem na park…niestety od strony poludniowej. W sumie dziecku sie poszczescilo bo pierwszy miesiac swojego zycia spedzila (niezaleznie od miejsca pobytu) w temperaturze 30-40 stopniowej, pierwszy spacer zaliczyla w drugim dniu zycia ubrana w samo body. A my pocilismy sie jak myszy (jak myszy chyba sie mowi, nie?) w naszym mieszkanku. Ale nic to, najwazniejsze ze Julinek mial fajnie i taki ladny start w zycie.

Julinek

Pierwsze szesc miesiecy przelecialo jak dobry film, po dojsciu do siebie i zaliczeniu wszelkich wizyt (tych mniej i bardziej oczekiwanych) wpadlam w rutyne i wszystkie czynnosci moge wykonywac z zamknietymi oczami. A jeszcze kilka miesiecy w stecz, na kursie noworodkowym lapiac lalke i wkladajac ja do wanienki pani prowadzaca podleciala do mnie i ze zgroza w oczach wyszeptala…”nie tak, nie tak, nie glowa do dolu”..Wiewiorka spojrzal na mnie jak na wariatke i wrocil ze stoickim spokojem do przewijania swojej lalki (dlaczego czarnoskorej?) za co zebral pochwaly i oklaski od tejze samej Pani Prowadzacej.

Julinek nalezy do typu rozmowno-zabawowego, wiec ogolnie sprawia ogromna radosc mnie i Wiewiorce i wszystkim dookola. Placze malo i tylko jezeli krzywda mu sie dzieje. A dzieje sie rzadko.