Zestresowana w dniu urodzin dziecka bylam tylko ja.
Julinek swietnie bawil sie cwiczac raczkowanie w nowej sukience. Goscie zawitali z godzinnym przyspieszeniem a ja przywitalam ich w progu z odkurzaczem. Planowana od dluzszego czasu u tesciow impreza nie wypalila i w ciagu kilku zaledwie godzin musielismy wyczarowac “nastroj”, porobic zakupy i przeleciec mieszkanie. Poza faktem ze solenizantka jako lemur czy leniwiec przyssala sie na cala uroczystosc do klaty taty i nie odstepowala go ani na krok, wszystko bylo ok – Julinek z namaszczeniem odpakowywal prezenty, rzucal sie w dzikim widzie na odpakowane zabawki, ganial za balonami i raczyl gosci swoim nowo opanowanym slownictwem. Ujal nawet serce pani z pieskiem zakochujac sie w tym klebku starej welny od pierwszego wejrzenia.
No ma wyczucie taktu ten moj Julinek.
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen