Dienstag, 9. Februar 2010

Welcome back


Pierwszego dnia dzwonilismy zeby nam, opiekunowie kochani, nasza corke, uprzejmieprosze, czympredzej przywiezli. Argumentow bylo mnostwo - piekna pogoda, szkola narciarska dla dzieci, obszerne lozko. Na szczescie pzewazyl zdrowy rozsadek tesciow ktorzy odcieli nam kontalt telefoniczny z dzieckiem po kilku dniach. Julka kazala sie bowiem wiezc natychmiast samochodem do rodzicow i byla gotowa isc pieszo. Na dzwiek naszych glosow w telefonie uderzala w ton smetny i tak jej na caly dzien zostawalo. Po drugim dniu wyluzowalismy wiec i przestalismy dzwonic, choc Wiewiorka mial chwilami lzy w oczach, przyznam.
W ciagu tygodnia nadrobilismy sportowe zaleglosci z ostatnich pieciu lat - zjezdzalismy na nartach (zainstalowalismy sie w okolicach szkolki narciarskiej dla dzieci, bo niby tam najlepsza restauracja)...po raz pierwszy stanelismy na biegowkach (nie liczac moich wypadow do plaskiej Puszczy Kampinoskiej pol zycia temu), porankami cwiczylismy na silowni. Efekt taki ze ja kilogram na plusie a Wiewiorka dwa.
Z braku czasu na zakupy odwazylismy sie na smialy outfit na biegowki w znowu modnym stylu wczesnych lat osiemdziesiatych (wygrzebany u tesciow w szafie) - przemykalismy w nim ulicami kurortu idac na dol a wracajac bylo nam juz tak wszystko jedno ze nie zwazajac na usmiechy z roznych stron odwazylismy sie nawet na przejazdzke autobusem.
Bylo pieknie.

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen