wzielo mnie. od tygodnia przesuwam po domu kartony z ciuszkami po julce i doprowadzam wiewiorke do bialej goraczki kazac sie oblsugiwac przy znoszeniu i wnoszeniu pudel po schodach. rezultat ogledzin - niby wszystko mam a nic nie mam. eee?
wczoraj postanowilam uporzadkowac piwnice, jak weszlam rano tak wyszlam na gore wieczorem z kurzem we wlosach. mega bajzel na dole jak byl tak i jest, z ta niewielka roznica ze mam pojecie gdzie co lezy i odnalazlam rzeczy, ktore uwazalam za stracone: swiadectwo chrztu julki (przyda sie jak nic jak za kilkanascie lat), kupon rabatowy do sklepu z fotelikami dzieciecymi (to akurat przyda sie w niedalekiej przyszlosci bo mimo ze swistek ma ponad 5 lat to jego wydawca byl na tyle glupi ze zapomnial ograniczyc w czasie calej akcji rabatowej), dokumentacje wypisowa ze szpitala moja i julki z kolejnymi kuponami rabatowymi i masazem tajskim for free, niestety wszystko wazne do 2007 roku (zachowalam a jakze).
dzisiaj popralam ciuszki w rozmiarach 50, 56 i 62 i zaleglam po porcji ostrego couscous dostarczonego przez kolezanke pod drzwi. ja zaleglam, mala w brzuchu odstawila tango, wiewiorka porozwieszal pranie i wrocil z komentarzem ze nie pamietal juz ze dzieci moga byc takie male i ze polowy ubran wogole nie kojarzy (no i tu akurat ma racje ze nie kojarzy bo z racji faktu ze niby mam a nie mam, dokupilam conieco na roznych portalach internetowych).
pozatym wpadam w panike bo jakas malo mobilna sie robie a tu zima sie zbliza i julke chyba w cieplejsze rzeczy wyposazyc trzeba zanim ja zupelnie sie rozplaszcze....
....a jeszcze miesiac temu w podskokach zbieralam grzyby
DO KAWY #267 – kino, lektura, pasja
vor 2 Jahren
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen