Mittwoch, 5. November 2008

zakochana w balwanie

Spadl snieg w nocy i polezal przez jeden dzien. Jeszcze w pizamie zanioslam Julke do okna i celebrowalam opis tego co za oknem. Pierwszy snieg to dla mnie taka wierszowa mantra Staffa, ktora powtarzam w ten dzien od kilkunastu lat….

Calunem sniegu przysypany bialy Park w szara cisze pograzyl sie caly I z jakichs gluchych tesknot sie spowiada Drzew nagich dluga ciemna kolumnada WIje sie chicho i w dali gdzies ginie Wije sie cicho po bialej rowninie I biegna lawki aleja szeregiem Samotne, puste, ubielone sniegiem

W pizamie chciala biec do ogrodu. Po pieciu minutach w pelnym rynsztunku aczkolwiek bez porannej kawy stalysmy przed drzwiami lepiac balwana potem jeszcze jednego i jeszcze jednego az skonczyly mi sie marchweki. Na koniec turlalysmy sie w sniegu.

Dzis Julka zagaduje – gardlo mnie boli, o tu, pomasuj mama (reka laduje na plecach). Syrop, pulmex, dafalgan, krople do nosa itepe.

Julka caluje balwana i masuje mu plecy:

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen