Ucieklismy w sobotnie popoludnie korzystajac z faktu ze dziecie zapadlo w popoludniowa drzemke. Spakowalismy walizki i szybko zamknelismy za soba drzwi. Po raz pierwszy od siedmiu miesiecy bylismy sami. Jeszcze nie zdazylam na dobre wsiasc do samochodu a gdzies tam w srodku odezwalo sie – Wlasciwie po co? Wyrodna matka? Skok w bok od macierzynstwa? Znudzilo mi sie?
“Nalezy sie nam” powiedzial Wiewiorka i na czas dojazdu do hotelu ta odpowiedz mnie usatysfakcjonowala.
W hotelu dopadly mnie ponownie mysli o wyrodnej matce, ale tylko na krotko. W momencie kiedy weszlam do wanny napelnionej jakims cudownym specyfikiem relaksujacym (albo czymkolwiek innym na co sie nabralam) zapomnialam ze mam dziecko. Wyrodna matka. Definitywnie wyrodna, a g. mnie to nie obchodzi.
Oddalismy sie rozkoszom, ktore zaoferowal wlasciciel hotelu w wybukowanym przez nas pakiecie, zjedlismy romantyczna kolacje we dwoje przymykajac oko na wyposazenie hotelu w stylu lat siedemdziesiatych i stosowna do wyposazenia obsluge: kelner w peruce plynacy zwiewnym krokiem do naszego stolika, czarny piano bar w restauracji, ciezkie zyrandole zwisajace z sufitu itp.
Zjawilismy sie dzien pozniej o wyznaczonej godzinie jadac zdecydowanie szybciej niz dopuszczaly to wyznaczone na znakach limity… a moje cudowne dziecie na “dziendobry” podnioslo ledwo glowe znad talerza i …wrocilo do dalszej konsumpcji.
Niewdzieczne. Jak moglo.
Keine Kommentare:
Kommentar veröffentlichen