Mittwoch, 31. März 2010

Kompocik z Polski raz, pasztet z Warszawy dwa


Sa dziadkowie, przyjechali razem, nareszcie. Zapachnialo ogorkami i pasztetem juz w drodze z lotniska. Dziadek siedzi na podlodze i zawziecie koloruje, liczy, czyta, lepi, spiewa. Julka w siodmym niebie, a dziadek...dziadek chyba w osmym. Babcia zarzadza dziadkiem i lodowka. Ja sie relaksuje na ile moge.
Cieszy mnie kiedy Julka lapie nowe slowa od dziadkow, ktorych ode mnie by nie uslyszala. I po raz kolejny zastanawiam sie jak niesamowicie chlonie to slownictwo i swobodnie deklinuje i odmienia w chwile po tym. Udalo nam sie, korzystajac z okazji, wyrwac z Wiewiorka na romantyczna kolacje choc, musze przyznac, lekko wypadlismy z obiegu. Zdecydowanie musimy powtarzac takie wyjscia przynajmniej w miesiacu bo zapomnimy jak wylada "nasze miasto noca".


I naprawde nie mam pojecia jak ich przez granice z takim bagazem przepuszczaja ;)

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen